sobota, 24 listopada 2012

13.

Wysoki mężczyzna szedł w kierunku cmentarza trzymając za rączkę ciemnowłosego chłopca.
- Tato, czy mama ucieszy się, że nas zobaczy?
Mężczyzna zaśmiał się, chwycił syna pod pachami i zaczął obracać się dookoła, czym wywołał wybuch dziecięcej radości.
- Przecież mama zawsze się cieszy na nasz widok! Na pewno będzie szczęśliwa, że wróciliśmy wcześniej.
Gdy ją zobaczyli wychodziła już z terenu cmentarza. Skradali się cichutko, by w końcu zajść ją z tyłu i zasłonić oczy. Być może wystraszyłaby się, gdyby nie usłyszała wcześniej szeptu swojego syna.
- Jak mnie znaleźliście? - spytała, gdy Patryk wyzwolił się z już jej objęć.
- Mamy swoje sposoby - powiedział mężczyzna całując ją na powitanie.
- Matt, nie przy dziecku - odepchnęła go, ale śmiała się zapalając w oczach iskierki, które tak bardzo kochał.
- Chodźmy do domu, Lidka, a ty, mój panie - wskazał palcem na syna - jedziesz dziś na noc do wujka Michała - ruszył w pogoń za uciekającym chłopcem i po chwili okolicę znów przeszył dziecięcy śmiech.
- Jak to? Dlaczego dziś? - spytał Patryk, gdy już się uspokoił.
- Mówiłeś, że chcesz mieć braciszka, tak?- zmarszczył brwi udając gniew.
Spojrzał na nią. Stała z trudną do odczytania miną wpatrując się w bramę cmentarza. Zaniepokoił się.
- Lidka?
Uśmiechnęła się i wtuliła w jego puchową kurtkę.
- Spokojnie, Matt. Jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Po prostu trudno mi uwierzyć, jak niewiele brakowało, by i moje nazwisko było tam wyryte.
- To już przeszłość.
- Tak, na szczęście to przeszłość. Kocham cię, wiesz?
- A ja kocham ciebie, Lidka. Kocham was.
Patrzyła na niego z uśmiechem zastanawiając się jakie błahostki decydują czasem o tym, że chce się żyć. Śmiech syna i całus dla najlepszej mamy, spotkanie z przyjaciółmi, uścisk szorstkiej dłoni, radosne spojrzenie zaspanych jeszcze oczu o poranku, czuły dotyk, silne ramię oplatające jej drobną postać w bezpiecznym uścisku. Drobiazgi budujące szczęście. Tak, zdecydowanie warto żyć.



Zadowolone?
To jest koniec. Nie mogłam pozwolić jej umrzeć. Nawet ja nie lubię, kiedy jest zbyt smutno ;)
Żałuję, że podjęłam ten temat. Mogę Wam jedynie obiecać, że dwa kolejne będą inne, trzecie, o ile znajdę pomysł, by je skończyć, również. Co będzie później - nie wiem. Może nie powstanie już nic, a może znów kiedyś popełnię jakiś błąd.

Reaktywuję bredniopis. Zapraszam.

Dziękuję, że mimo wszystko tu byłyście. Szczególnie mocno dziękuję za komentarze.
Pa

czwartek, 22 listopada 2012

12.

Ty idiotko! Nie sądziłem, że jesteś tak głupia! Mam ochotę przełożyć Cię przez kolano i porządnie sprać ten Twój zgrabny tyłek. Jak mogłaś zrobić coś takiego? Dlaczego nic nie powiedziałaś? Przecież każde z nas zrobiłoby wszystko, by Ci  pomóc. Ja bym zrobił...

Siedzimy we trzech już drugą dobę na szpitalnym korytarzu uporczywie trzymając się cienia szansy, bo póki żyjesz jest jeszcze nadzieja. Paulina została z Patrykiem. Jak mogłaś choć pomyśleć, żeby go zostawić? Czy wiesz, co on teraz przeżywa? Jak modli się o powrót mamy? 

Zaplanowałaś wszystko, ale Twój plan na szczęście nie był idealny. Nie przewidziałaś, że Patryk zechce iść ze mną na pocztę. Nie przewidziałaś, że wypatrzę własne nazwisko wśród stosu kopert, że ją wyjmę i otworzę... Już pierwsze zdania krzyczały, że jest źle, resztę doczytałem dopiero w szpitalu. Chyba nigdy nie biegłem tak szybko, mimo, że niosłem Patryka. Przeraziłem się widząc, co zrobiłaś z przedpokojem. Nie zdążyłem... Może za długo podziwialiśmy jakiegoś pieska po drodze, może za wolno szliśmy, może... Leżałaś na podłodze... Jeszcze oddychałaś, słabo, ale oddychałaś, gdy przyjechała karetka, jednak lekarz pokręcił głową widząc, co wzięłaś. 

Pytałaś, jak się czuję z tym, że straciłaś pracę przeze mnie. Okropnie. Czuję się strasznie z powodu wszystkiego, co Ci zrobiłem. Tak wiele przeszłaś przez moją ignorancję. Gdybym tylko mógł cofnąć czas...

Masz wspaniałych przyjaciół, wiesz? Znów ktoś przyszedł, by zapytać o Ciebie. Dlaczego, mając tych wszystkich ludzi wokół doprowadziłaś do takiej sytuacji? Przecież nigdy nie byłaś sama...

Nie przewidziałaś tego, że wiem o Patryku. Miałaś rację, nie domyśliłem się sam. Michał mi powiedział tuż po wypadku Twoich rodziców i z tego powodu byłem na ich pogrzebie. Chciałem Ci pomóc. Myliłaś się, pamiętałem Cię, zawsze Cię pamiętałem, po prostu Cię nie poznałem. Znałem Twoje imię, jednak przez te wszystkie lata zniekształciłem je w pamięci. Dlaczego nie zdradziłem, że wiem? Po pierwsze - obiecałem to Michałowi. Chciał Cię chronić, myślał, że tak będzie lepiej. Pewnie domyśliłbym się prędzej czy później, bo obcy ludzie zaczęli mi gratulować syna... Po drugie - tak było łatwiej. Cholernie trudno to teraz przyznać, ale tak, poszedłem na łatwiznę. Chciałem zacząć z innej strony, poczekać, aż sama mi powiesz...Nie przewidziałaś bowiem też tego, że Cię pokochałem. Kłótnia, którą słyszałaś, ta przez którą wyszłaś z mieszkania, była z Twojego powodu. Powiedziałem jej wszystko i dlatego wyjechała tak szybko. Chciałem wyznać Ci co czuję. Jak miałbym teraz żyć ze świadomością, że byłem tak blisko, że mogłem Cię ocalić? Pozostało mi tylko siedzenie na tym korytarzu i pisanie durnego listu, którego być może nigdy nie przeczytasz.

Idzie lekarz. Chyba wiadomo już coś więcej... Obym się mylił


To okropne dawać TAKIE dwa rozdziały jednego dnia. Nie planowałam tego, samo wyszło ;)
Jeszcze tylko jeden.

wtorek, 20 listopada 2012

11.

Coś we mnie pękło, gdy Patryk oznajmił, że wolałby, żebyś poszedł z nami. Gdy zapytałam dlaczego, odparł, że Cię lubi, a ja jestem ciągle smutna. Zrozumiałam, że to już, że nie mogę go dłużej męczyć smętną karykaturą mojej dawnej osoby. Wracaliśmy do domu akurat, by zobaczyć, jak Twoja dziewczyna wsiada do taksówki swoją aurą demolując całą okolicę. Zapukałam do Ciebie i spytałam, czy mógłbyś przenocować Patryka. Obiecywałeś mu to przecież od dawna, a on aż skakał z radości na ten pomysł. Zmierzyłeś mnie podejrzliwym spojrzeniem, które zbyłam uśmiechem i stwierdzeniem, że będę przecież tylko piętro wyżej. Chyba wypadłam wiarygodnie, bo zgodziłeś się. Stałam tam jeszcze chwilę próbując zapamiętać wyraz Twojej twarzy i ten niesforny kosmyk włosów opadający uparcie na Twoje czoło. Powiedziałam, że Patryk przyjdzie do Ciebie za godzinę. Poszłam do siebie, mając świadomość, że wciąż stoisz przed drzwiami patrząc na mnie. Potrzebowałam trochę czasu, by wszystko przygotować.

Chyba napisałam już wszystko, co powinieneś wiedzieć. Dodałam też zapewne wiele zupełnie niepotrzebnych informacji. Do Pauliny, Michała i Russella też napisałam listy. Za chwilę wręczę je wszystkie Patrykowi, prosząc, by poszedł na pocztę zanim trafi do Ciebie. On uwielbia pocztę, lubi patrzeć, jak panie przystawiają z głośnym łomotem pieczątki z datą na listach. Dziś się napatrzy, sporo spraw musiałam wyjaśnić, sporo tematów zamknąć... Spojrzę po raz ostatni w jego oczy i ostatni raz dam mu całusa w nos. Pewnie, jak zwykle, oburzy się, że jest na to za duży. Ciekawe, czy uda mi się powstrzymać łzy. Już czuję, że będzie to trudne... Ostatni raz nakarmię kota. Zajmiesz się nim, prawda? Oczywiście, że tak, wiesz przecież, jak Patryk kocha tego futrzaka. Dostaniesz ten list jutro, gdy będzie już po wszystkim. Przyjdziesz rano na górę z Patrykiem, pamiętasz przecież, że zamek w moich drzwiach wciąż się zacina i Patryk sobie z nim nie poradzi. Zamierzam zrobić trochę bałaganu w przedpokoju, żebyś to Ty pierwszy wszedł dalej. Pozostaje tylko wyjąć tabletki i popić je winem.

Żegnaj, Matt. 
Mów czasem naszemu synowi, że go kochałam. Wytłumacz mu, dlaczego nie mogłam być z nim. Bądź dla niego tym, kim ja już nie potrafię być. 
Wybacz mi.
Lidka




Czy już chcecie mnie zamordować?
Wiecie, że Was lubię? :) Boję się tego, co ze mną zrobicie w tym tygodniu...
To jeszcze nie jest koniec tej historii.

niedziela, 18 listopada 2012

10.

Chyba zbyt łatwo przywiązuję się do ludzi. Zbyt łatwo uzależniam się od ich obecności. Wieczory bez Twojego ramienia pod moją głową straciły sens zanim jeszcze wszystkie liście spadły z drzew. Na szczęście byłeś. Wszyscy byliście. Dziwne, że połączyła Was Lidka Jabłońska. Dziwne, że tak się dla mnie poświęcacie. Tyle zachodu na nic... 

Pamiętasz, jak siedzieliśmy w nocy przy świecach, gdy jesienne wichury pozbawiły nas prądu na kilka godzin? Byłam wtedy bliska wyznania Ci wszystkiego. Może nawet bym to zrobiła, gdybyś nie spróbował mnie pocałować. Odepchnęłam Cię podnosząc się szybko z mojego miejsca i krzycząc, że nie jestem zamiennikiem, a Ty przecież masz dziewczynę. Przeprosiłeś, tłumaczyłeś się winem i nastrojową atmosferą, ale nie brzmiało to wiarygodnie. Miałeś minę zbitego psa, gdy kazałam Ci wyjść. Myślę, że to Ty zadzwoniłeś po Russella uniemożliwiając mi realizację planu. Zaklinał się, że chciał tylko sprawdzić jak sobie radzę w ciemnościach, ale brzmiało to równie nieszczerze jak Twoje przeprosiny. Gdy powiedział nie rób nic głupiego, Lidka, pozostało mi tylko zapytać, czy wie od Michała. Pokręcił głową mówiąc, że sam się domyślił, a Michał tylko potwierdził. Wzmogłam wówczas czujność. Przez jakiś czas podejrzewałam, że Ty też o wszystkim wiesz. Czasem łapałam Twoje spojrzenie wbite z czułością w Patryka. Czasem karciłam Cię, że za bardzo go rozpieszczasz. Czasem myślałam, że i na mnie dziwnie patrzysz. Cóż, sama też nie byłam bez winy. Jesteś przystojny, zresztą od samego początku, od tamtego dnia w Alpach, gdy zobaczyłam Cię po raz pierwszy, coś pchało mnie do Ciebie. Uspokoiłam się, kiedy po kilku dniach, gdy już uwierzyłam w Twoje zapewnienia, że nigdy więcej nie zbliżysz się do mnie w ten sposób, spytałeś o ojca Patryka. Zaskoczyłeś mnie. Przez chwilę wpatrywałam się w Twoje oczy nie wiedząc, co odpowiedzieć. W końcu wydusiłam błąd młodości, na co uśmiechnąłeś się krzywo. Pytałeś o moje inne związki i tu mogłam odpowiedzieć szczerze, że nie było innych. W zasadzie nie było żadnego, bo jedna noc to nie związek. Wiesz, dziecko nie ułatwia poznania odpowiedniego faceta, większość kandydatów ucieka, gdy tylko dowiaduje się o komplikacji, jaką jest zorganizowanie opiekunki na wieczór. Nigdy nie zaznałam miłości, takiej miłości. Żałosne, wiem. Dziwnie się czułam wyznając to akurat Tobie, ale cała nasza znajomość była tak irracjonalna, że jedna taka chwila więcej niczego nie zmienia. Nie wiem skąd te pytania. Może z powodu wizyty Twojej dziewczyny. Przyznam, że byłam zaskoczona mijając Was na schodach, nie uprzedziłeś mnie. Wyglądaliście na szczęśliwych, nie rozumiałam więc, dlaczego po południu dobiegła mnie Wasza kłótnia. Cienkie ściany nie radziły sobie z Waszymi temperamentami, zaproponowałam więc Patrykowi hamburgera i szybko wyszliśmy z domu. Jeszcze nie wiedziałam, że to będzie nasze ostatnie wspólne wyjście.

piątek, 16 listopada 2012

9.

Nie powiedziałam nikomu, że straciłam pracę w szkole językowej. Co by to dało? Nie radziłam sobie, kompletnie sobie nie radziłam. Spędzałam większą część dnia sama w domu nie robiąc nic konkretnego. Straciłam nadzieję na poprawę. Udawałam, że nie widzę, jak Michał wykrada z mojej szuflady rachunki, by nie odcięto nas od prądu i wody. Udawałam, że nie wiem dlaczego regularnie odwiedzałeś mnie z zakupami. Udawałam zdziwienie widząc kogoś z Was pod moimi drzwiami. Odwracałam wzrok, żeby nie widzieć troski w Waszych oczach. Grałam, choć wiedziałam, że i tak mi nie wierzycie.

Bywały lepsze momenty. Bywały chwile, gdy śmiałam się szczerze. Gdy Patryk był przy mnie, wszystko zdawało się wyglądać nieco lepiej. Gdy byliście obok było trochę łatwiej. Przywykłam do widoku Michała skubiącego nerwowo brodę w moim fotelu. Przywykłam do widoku mojego kota rozciągniętego swobodnie na kolanach Russella. Przywykłam do Twojego śmiechu i zapachu Twoich perfum towarzyszących mi przez większą część dnia. Byłeś najbliżej, więc siłą rzeczy spędzałeś u mnie najwięcej czasu. Polubiłam Twoją obecność. Polubiłam nawet te niemal ojcowskie pocałunki w czoło. Miałeś niesamowitą łatwość odnajdowania się w obcych miejscach. Wszędzie czułeś się jak w domu i bardzo szybko Twoje bluzy zaczęły zalegać w moim koszu na pranie, a  przy łóżku znajdowałam książkę, której wcale nie czytałam. Nie przeszkadzało mi to, przeciwnie, chyba najbardziej brakowało mi Ciebie, gdy wyjeżdżaliście na mecze i zostawałam z Pauliną. To dzięki Waszej obecności Patryk nie przeżywał zbyt mocno tego, co się działo. Miał przy sobie ulubionych wujków, w większym niż zwykle zakresie. Ja również przy nim byłam trochę inna. Kocham go ponad wszystko, ale nawet to nie wystarczy by żyć. Tak, Matt, zdaję sobie sprawę, że wpadłam w głęboką depresję, ale nie mam siły z nią walczyć. Gdy byliście obok - żyłam, marnie, ale żyłam, gdy przechodziliście przez próg, czułam się jak balonik, z którego ktoś spuścił powietrze. To nie mogło długo trwać...

Podczas jednego z Waszych wyjazdów zaczęłam pisać ten list. Piszę go nocami, małymi fragmentami i chowam głęboko, by nikt nie znalazł go zbyt wcześnie. Kiedyś trafi do Twoich rąk. Dlaczego? Chyba chcę, byś zrozumiał. Żebyś nie czuł się winny. I przede wszystkim - żebyś zaopiekował się swoim synem. Mam nadzieję, że nie masz wątpliwości, że Patryk nim jest. Bądź dla niego równie wspaniałym ojcem, jak teraz jesteś wujkiem. Wywołuj uśmiech na jego twarzy i nie pozwól, by spotkało go coś złego. Ja już tego nie potrafię... Przy mnie czeka go tylko cierpienie. Ty możesz mu zapewnić lepszą przyszłość, przy mnie pozna tylko ból i smutek, z którymi coraz gorzej sobie radzę. Tak, to jeden z powodów, dlaczego obok tego listu leży kilka opakowań tabletek. Czekają. Czekają, aż się odważę. Czekają, aż Patryk przywiąże się do Ciebie wystarczająco mocno.


Powoli kończymy...

środa, 14 listopada 2012

8.

Pewnie wcale nie otworzyłabym drzwi, gdybyś nie był tak uparty. Po kilku minutach nie wytrzymałam uciążliwego dzwonienia i pukania. Zdziwiłam się, widząc Ciebie, ale jeszcze bardziej zdziwiłam się, widząc Patryka u Twego boku. Byłam pewna, że on śpi... Było późno, bardzo późno, a ja zapomniałam, że moje dziecko nie wróciło z placu zabaw... Byłam bliska płaczu i chyba broda zaczęła mi już niebezpiecznie drżeć, bo podszedłeś i powiedziałeś zdecydowanym głosem nie czas na to. Bez trudu odnalazłeś kuchnię, przecież Twoje mieszkanie miało identyczny układ. Obrzuciłeś mnie zdziwionym spojrzeniem, gdy w lodówce znalazłeś tylko nadpsutą cytrynę i ketchup. Paulina nigdy nie miała głowy do zakupów, a ja ostatnio do niczego nie miałam głowy. Wyszedłeś, by po chwili wrócić z jajkami i boczkiem. Zabawiałeś Patryka rozmową, poruszając się po mojej kuchni jak po swojej własnej. To było tak irracjonalne, że nie zaprotestowałam nawet, gdy wygoniłeś go do łóżka ogłaszając dzień dziecka. Jeszcze dziwniejsze było, gdy Patryk uwiesił się na Twojej szyi prosząc, byś położył go spać, a Ty uśmiechnąłeś się i zaniosłeś go do pokoju. To było tak dziwne, że nalałam sobie kieliszek i chciałam go wypić duszkiem, ale nie zdążyłam, bo wróciłeś i wylałeś zawartość do zlewu. Spojrzałeś na mnie ze złością i spytałeś co ty odpierdalasz? Nie znałam odpowiedzi, więc tylko wzruszyłam ramionami i chciałam uciec do łazienki, by ukryć przed Tobą łzy, ale mi nie pozwoliłeś. Przyciągnąłeś mnie z głośnym westchnięciem nie bacząc na to, że zostawiam czarne plamy tuszu na Twojej białej koszulce. Siedzieliśmy tak długo, ja w Twoim szczelnym uścisku, wstrząsana spazmatycznym płaczem i Ty szepczący uspokajające słowa. Tak też zastała nas Paulina. Tamtej nocy zawarliśmy chyba cichy rozejm, wtedy też rozpoczęła się karuzela prowadząca w nieunikniony sposób do mojego końca. 

Nie spodziewałam się, że ujrzę Cię uśmiechniętego w moich drzwiach już następnego poranka. Wtoczyłeś się bez zaproszenia do mojej kuchni, taszcząc ciężkie siaty z zakupami. Zaskoczyłeś mnie, Matt. Często zaskakiwałeś mnie od tamtej nocy. Gdy wspólnymi siłami powkładaliśmy już wszystko do odpowiednich szafek, zaproponowałam Ci kawę, a Ty szybko przyjąłeś propozycję. Nie wiem dlaczego kiwnęłam głową nad parującym kubkiem, gdy zapytałeś znienacka potrzebujesz pomocy? Chyba miałam już dosyć kłamstw, że wszystko jest w porządku i że świetnie sobie radzę. Może chciałam Tobie zaufać? Może liczyłam jeszcze, że to coś zmieni? Uścisnąłeś pokrzepiająco moją dłoń. mówiąc, że mogę na Ciebie liczyć i pocałowałeś mnie w skroń wychodząc. Dla Ciebie był to naturalny gest, ja jeszcze długo po Twoim wyjściu siedziałam trzymając rękę na czole, nie wierząc w to, co się stało. Matteo, który przed laty nie chciał się nawet ze mną pożegnać, a przed kilkoma miesiącami pozbawił mnie pracy, teraz próbował podnieść mnie z dna. Próbowałeś, naprawdę się starałeś, ale nie miałeś na to szansy. Mrok sięgał już zbyt głęboko.

poniedziałek, 12 listopada 2012

7.

Nie wiem, jak to by się potoczyło, gdybym była wtedy sama. Pewnie zakończyłabym życie na jednym z przydrożnych drzew...

Nie pamiętam, dlaczego pojechałam do Jastrzębia i dlaczego Russell wracał ze mną. Nie mam pojęcia, dlaczego siedział za kierownicą mojego samochodu. Chyba wyrzuciłam z głowy większość wspomnień z tamtego dnia. Pamiętam, że opowiadał o kolejnym żarcie, który Ci sprawili. Kochani chłopcy, mścili się codziennymi drobnymi złośliwościami za to, co mi zrobiłeś. Pamiętam, że śmiałam się, gdy szukałam w torebce telefonu, pamiętam zimny głos, który przedstawił się z drugiej strony. Chyba krzyknęłam, bo samochód nagle zatrzymał się na poboczu. Nie wiem, jak znalazłam się w domu. Russell sprowadził zespół interwencyjny pod postacią Pauliny i Michała. Wspólnie doprowadzili mnie do stanu, w jakim mogłam pocałować Patryka na dobranoc. Później długo siedzieliśmy na balkonie z papierosem przechodzącym z rąk do rąk i winem pitym prosto z butelki. Czułam się jak odnaleziona po długim czasie ukochana maskotka, przechodząc z jednego przyjacielskiego uścisku do drugiego. Zupełnie jak ten papieros. A może to nie był papieros...

Kolejne spotkanie z przyjaciółmi? Niekoniecznie. Tego dnia straciłam rodziców i młodszego brata. Zostałam sama.

Po co pojawiłeś się na pogrzebie? Dlaczego podszedłeś do mnie i łamiąc sobie język szepnąłeś przepraszam? Trzeba mieć tupet, by szukać przebaczenia w takiej chwili i z tego powodu dostałeś w twarz. Zdziwiłeś się, widziałam złość, która na moment zapaliła się w Twoich oczach. W innych okolicznościach prawdopodobnie zakończyłoby się to inaczej, pewnie doceniłabym skruchę, która z Ciebie emanowała. Wówczas miałam ochotę ją wyśmiać i pewnie bym to zrobiła, gdyby serce nie pękało mi z bólu, uniemożliwiając grymasy choć trochę przypominające uśmiech.

Po kilku dniach bezsensownego snucia się po mieszkaniu w piżamie ktoś umówił wizytę u psychologa i mnie na nią zawiózł. Nie wiem kto. Rozmowa niewiele pomogła, ale tabletki owszem. Dostałam inne prochy na dzień, inne na noc, inne przed jedzeniem i inne po. Różowe, niebieskie, białe, pomarańczowe... Wydawało się, że wracam do normalności, ale to były tylko pozory. Chodziłam do pracy, gotowałam obiady, przytulałam syna, nie siedziałam już po ciemku wpatrując się w ścianę, ale to właśnie wtedy ten pomysł zaświtał mi w głowie. Nie miałam jednak odwagi, by go zrealizować. Jeszcze nie. Resztki rozsądku krzyczały, że przecież jest Patryk, że beze mnie on nikogo nie będzie miał.  Miewałam gorsze chwile i z ich powodu Paulina zamieszkała u mnie, ale tamtego wieczoru gdzieś wyszła. Pamiętasz, co było później?

sobota, 10 listopada 2012

6.

Nie wiem, dlaczego to zrobiłeś. Starałam się być dla Ciebie miła, być może nie wychodziło mi to najlepiej, ale nie miałeś chyba powodów do zemsty. Nie wiem nawet, dlaczego byłeś jeszcze w Polsce, zamiast wrócić do ciepłych Włoch i zaszczycić nas ponownie swą obecnością dopiero latem. Nie wiem dlaczego przyszedłeś na tamten trening i po co zacząłeś mówić te bzdury. Jeśli chciałeś tym głupim gadaniem wkraść się w łaski nowych kolegów, powinieneś zwrócić uwagę na ich zniesmaczone miny. Ale nie, Ty musiałeś grać macho...

Kilku chłopaków próbowało Cię uciszyć, ale byłeś uparty. Kliku odeszło, ale nie zwróciłeś na to uwagi. Gdy weszłam na halę, Russell rzucił się w moją stronę, ale było już za późno. Słyszałam, jak przechwalałeś się, że gdybyś tylko chciał, mógłbyś mnie mieć już pierwszego dnia po przyjeździe, jak pieprzyłeś, że mój włoski jest beznadziejny, podobnie jak angielski i chyba tylko z powodu seksu jestem trzymana w klubie. W tym muszę mieć przecież niezłą praktykę, skoro mam tak dużego syna, a jego ojciec to mądry facet, bo się wyniósł z mojego życia. Jak ja Cię wtedy nienawidziłam... Śmiałeś się drwiąco, gdy wrzasnęłam na Russella, żeby mnie puścił, śmiałeś się, gdy podeszłam do Ciebie. Spodziewałeś się chyba płaczu albo wymierzenia policzka, raczej nie przewidziałeś obecności mojego kolana między Twoimi nogami. Nie przewidziałeś też oklasków niedoszłych kumpli, gdy leżałeś skulony na podłodze. Czy zrobiłabym to ponownie, wiedząc jakie były konsekwencje? Sama nie wiem... To było jedno z najbardziej oczyszczających i dających satysfakcję doświadczeń w moim życiu. Uśmiechałam się zadowolona nawet, gdy trener wysłał nas do prezesa niczym nauczyciel do dyrektora szkoły. Nie spodziewałam się, że mnie wyrzucą. Nie zrobiliby tego, gdybyś nie powiedział, że nie będziesz pracował z tą dziwką. Nie zrobiliby tego, bo nie miałam żadnych wrogów, przynajmniej do czasu Twojego przyjazdu. Nie zrobiliby tego, bo moja pomoc się przydawała, pozostali Włosi mnie lubili a z innymi obcokrajowcami też dogadywałam się bez problemu. Nie zrobiliby tego, bo kiedyś sama grałam, więc szybciej odgadywałam potrzeby i zamiary trenera. Okazało się jednak, że łatwiej zmienić tłumacza niż uspokoić rozpieszczonego Włocha z przerostem ambicji i urażoną dumą. Ciekawe jak dziś oceniasz te wydarzenia...

Dostałam trzymiesięczne wypowiedzenie z zastrzeżeniem, że nie mam się pojawiać w pracy po Twoim przyjeździe. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Nie wierzyłam, patrząc na Twój krzywy uśmiech pełen chorej satysfakcji. Nie wierzyłam...

Okazało się, że Śląsk nie jest najlepszym miejscem dla bezrobotnych z moim wykształceniem i doświadczeniem. Z trudem znalazłam kilkoro chętnych  na korepetycje, dostałam też pod opiekę grupę w jednej ze szkół językowych, ale to była za mało. Dużo za mało. Czas uciekał, a ja rozpaczliwie szukałam pracy. W końcu przyjechałeś, a mijając mnie na schodach z lekkim gwizdem, skierowanym na moje nogi, przypomniałeś dobitnie, że mój czas się kończy. Było źle. A to był dopiero początek...


No to zaczynamy...

czwartek, 8 listopada 2012

5.

Śmiałeś się, że moja mama, gdy odprowadziliśmy do niej wieczorem Patryka, patrzyła na Ciebie, jakby zobaczyła ducha. Mi nie było do śmiechu już wówczas, kiedy uparłeś się, żeby wysiąść z samochodu i iść ze mną. Ani trochę nie zdziwiła mnie jej reakcja, ja również czułam się dziwnie widząc dorosłą wersję mojego syna. Byłam przerażona. Nie chciałam Ci o niczym mówić, jednak widziałam, że nie będę w stanie długo tego przed Tobą ukrywać. Dziwne, że sam nie zauważyłeś, że Patryk jest Twoją wierną kopią, może nieco bledszą, bo polska wiosna nie rozpieszczała. Może byłeś zbyt skupiony na sobie, a może widok ciemnowłosych dzieci o oliwkowej cerze był dla Ciebie tak zwyczajny, że nie zwróciłeś na niego uwagi.

Oczywiście, zaczęły się pogadanki.

Rodzice argumentowali, że dziecko ma prawo poznać ojca. Grozili, że sami Ci powiedzą, na co ja zagroziłam, że się wyprowadzę i nigdy więcej nie zobaczą wnuka. Próbowali mnie przekupić Twoją pomocą, alimentami. Wyśmiałam ten pomysł. Apelowali do rozsądku, tłukąc mi do głowy, że chłopiec potrzebuje męskiego wzorca. Lepsze wzorce miał obok. Miał przecież kilku "wujków", którzy go uwielbiali i chętnie zabierali na "męskie zabawy". Moim zdaniem Patryk nie potrzebował ojca. Już nie. Zaakceptował fakt, że ma tylko mamę, przestał nawet o to pytać, a docinki dzieci zbywał tekstem, który usłyszał kiedyś od Michała nie mam taty, ale mam najlepszą mamę na świecie. Nie powiem, miło łaskotało to moją próżność, nawet jeśli wiedziałam, że nie jest to prawda. Nie, Patryk nie potrzebował ojca. Twoje pojawienie w naszym życiu mogło tylko wszystko zepsuć. I ostatecznie, zepsuło...

Paulina rzuciła wesoło, że rodzinka wreszcie jest w komplecie, za co oberwała łokciem w brzuch. Więcej nie wracała do tego tematu.

Rozmowa z Michałem była inna. Przyszedł późnym wieczorem z czterema butelkami mojego ulubionego Merlota, paczką L&Mów, kartonem chusteczek i litrem lodów wiśniowych. Minął mnie bez słowa, by wyjąć z szuflady dwie łyżeczki, a z szafki kieliszki.
- Co teraz? - spytał, gdy już rozsiadł się w fotelu, ciągnąc mnie na swoje kolana.
- Nie mam pojęcia, Miśku.
Westchnął i podał mi chusteczkę. Nawet nie zauważyłam, że zaczęłam płakać, ale skoro już ją miałam, rozryczałam się na dobre. Lody roztapiały się artystycznie na moim ukochanym drewnianym stoliku, a ja wyłam i nie mogłam przestać. Michał chyba nieco się przestraszył, bo z niespotykanym w tej kwestii entuzjazmem wpychał mi do ręki papierosa. Trochę pomogło, bo, gdy nie zważając na ulewę, siedzieliśmy na podłodze mojego balkonu i zapalałam kolejnego papierosa, byłam już w stanie mniej lub bardziej składnie odpowiedzieć na jego pytania. Nawet nie zapytał, czy zamierzam Ci powiedzieć, chyba zbyt dobrze mnie znał, by w ogóle o tym pomyśleć. Najbardziej interesowało go, jak chcę ukryć prawdę.
- Nie wiem - powiedziałam - przefarbuję Patrykowi włosy, zrobię operację nosa... Nie wiem, ale on nie może się dowiedzieć.
Kiwnął głową bez przekonania. Tak, to była misja niemożliwa. Wtedy jeszcze nie myślałam o tym, że splot wydarzeń może spowodować, że sama Ci o wszystkim napiszę.


Ciągle wieje. Chyba odlecę gdzieś na zimę z ptakami. Nie, wróć, one już odleciały...

wtorek, 6 listopada 2012

4.

Zamarłam zastanawiając się, czy Patryk ma Twój kształt ust. Zawsze myślałam, że odziedziczył je po mnie, teraz jednak straciłam tą pewność. Musiałam głupio wyglądać stojąc w drzwiach, zapatrzona w Twoje usta. Zaśmiałeś się ironicznie i pokręciłeś głową z niesmakiem, biorąc mnie chyba za kolejną napaloną fankę. Z transu wyrwał mnie wesoły śmiech Michała i jego nie sądziłem, że cokolwiek może doprowadzić Lidkę to takiego stanu. Podszedł i przyganiając mnie ramieniem przedstawił nas sobie - mnie jako tłumaczkę, Ciebie jako nowy nabytek. Jak to nabytek spytałam po polsku płaczliwym głosem myślałam, że dopiero zaczynamy rozmowy. Wzruszył ramionami mówiąc, że trener się uparł, a sama wiesz, jak jest, jeśli się uprze.  Stałeś nic nie rozumiejąc, aż w końcu odważyłam się wyciągnąć do Ciebie dłoń i zacząć rozmowę w Twoim języku. Było mi ciężko, a Ty nie ułatwiałeś mi zadania. Kilka miesięcy później tłumaczyłeś swoją początkową niechęć tym, że kogoś Ci przypominałam. Ciekawe kogo... To nie było zbyt miłe, wiesz?

Nie byłam szczęśliwa, gdy poproszono mnie o oprowadzenie Ciebie po hali i okolicy, choć mogłam się tego spodziewać. Zawsze to robiłam, gdy przyjeżdżał ktoś nowy, taka praca. Naprawdę nieszczęśliwa poczułam się jednak dopiero, gdy zobaczyłam adres, pod którym klub chciał Cię umieścić. To jakiś żart? zapytałam prezesa, a on w odpowiedzi tylko machnął lekceważąco ręką. Nie dość, że przyjechałeś do Polski, nie dość, że do klubu, w którym pracowałam, to jeszcze miałeś mieszkać w Żorach, w moim bloku, piętro niżej... Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że nie podpiszesz kontraktu.

Jak to często bywa z nadziejami, ta również prysła niczym bańka, zanim w nią uwierzyłam. Przyjechałeś. Uśmiechnięty, wypoczęty, zadowolony. Zdawałeś się być całkowicie pewny, że podjęta decyzja jest słuszna, a ja w myślach błagałam Cię o jej zmianę w ostatniej chwili. Nic z tego, podpisałeś wszystko. Łudziłam się, że tym razem moja obecność podczas wieczornego oblewania nowej umowy nie będzie potrzebna, a zamiast tego dostałam Cię pod opiekę na całe popołudnie z przykazem przyprowadzenia wieczorem do restauracji. Tego właśnie obawiałam się najbardziej, musiałam przecież  zająć się synem. Nie pozostało mi nic innego, jak zabrać Cię ze mną.

To twój brat? zapytałeś, gdy zobaczyłeś uśmiechniętego siedmiolatka czekającego przed szkołą. Zdziwiłeś się, gdy padł mi w ramiona z okrzykiem mama. Jeszcze bardziej się zdziwiłeś, gdy przywitał się z Tobą bez śladu obcego akcentu. Ja myślałam tylko o tym, że muszę jak najszybciej zabrać Patryka do fryzjera, bo nawet fryzurę miał podobną do Twojej. Podobieństwo było uderzające, dlatego nie wywarło na mnie większego wrażenia, gdy spotkany przypadkiem Michał powiedział cicho Lidka, chyba musimy porozmawiać. Mój świat zaczął się sypać niczym domek z kart i znów Ty byłeś tego przyczyną. Dlaczego uparłeś się, by niszczyć mi życie?


Postaram się dodawać co dwa dni, ale nie obiecuję, że zawsze się uda.
Nie lubię deszczu i wiatru, a dziś pada i wieje. Buuu...

niedziela, 4 listopada 2012

3.

Dzieci to zadziwiające istoty. Patryk nie zaznał z mojej strony niczego dobrego, a jednak brnął wciąż do mnie, wyciągniętymi rączkami prosząc o odrobinę uwagi i próbując uśmiechem skruszyć lód na moim sercu. Jakby wiedział, że kiedyś będzie inaczej... Pokochałam go gdzieś pomiędzy pierwszym krokiem a pierwszym mama z jego ust. Gdy chodził sam, nie wyobrażałam już sobie życia bez niego. Gdy powiedział pierwsze zdanie, zamęczałam wszystkich wokół opowieściami o moim cudownym synku. Nie wiem jak udało mi się zdać maturę. Pomógł pewnie indywidualny tryb nauki, pozostałość jeszcze z czasów treningów. Każdą wolną chwilę poświęcałam Patrykowi. Zamiast spać, czuwałam nad jego łóżeczkiem patrząc jak oddycha i zastanawiając się, dlaczego zmarnowałam tyle czasu. Zamiast się uczyć, chodziłam z nim do parku. Zamiast chodzić na randki, jak moje koleżanki, czytałam synkowi bajki. Uśmiech na jego buzi rekompensował wszystko, o czym kiedyś marzyłam, a co było już nieosiągalne.

Jakimś cudem dostałam się na studia. Z braku lepszego pomysłu postawiłam na język, włoski oczywiście. Nie wiem, co mną kierowało, gdy zaczęłam rozmawiać z Patrykiem w Twoim języku. Może przeczucie... Może chęć przybliżenia go do ojca, którego miał nigdy nie poznać... A może chęć zapewnienia mu lepszego startu w życie. Nie wiem, ale zadziwiała mnie łatwość, z jaką chłonął nowe słowa. Ja nie miałam tej łatwości, ale jakoś przechodziłam z roku na rok. Studiowałam, oczywiście, dzięki pomocy rodziców, dla których byliśmy oczkiem w głowie. To tata, związany od młodości z siatkówką, zorganizował mi pracę w klubie. Zdecydował zwykły przypadek - nowy trener przyjechał trochę wcześniej, by rozejrzeć się po okolicy, a umówiony tłumacz nie mógł się stawić. Miałam być zastępstwem na kilka dni, zostałam na kilka lat. Według umowy byłam tłumaczem, w praktyce robiłam wszystko od odebrania plakatów po niańczenie nowych zawodników. Lubiłam tą pracę. Byłam blisko siatkówki, choć sama już nie grałam. Miałam identyfikator, który umożliwiał mi wstęp na mecze. Zaprzyjaźniłam się z kilkoma siatkarzami. Wreszcie, miałam swoje pieniądze, które umożliwiły mi przeprowadzkę do własnego mieszkania. Byłam szczęśliwa. 

Gdy Paulina przybiegła do mnie i oznajmiła, że przyjeżdżasz na rozmowy, myślałam, że to tylko jej kolejny głupi żart. W tamtym czasie Paulina uwielbiała mnie denerwować, choć zwykle rozbiła to wyjadając ostatni kawałek czekolady, kradnąc mi ostatniego papierosa w środku nocy gdy siedziałyśmy przy trzeciej butelce wina czy śmiejąc się z imienia mojego kota. Na Twój temat nie żartowała nigdy, wiedziała chyba, czym grozi wypowiedzenie Twojego imienia w moim towarzystwie. Wpadłam w panikę, gdy uświadomiłam sobie, że to nie jest żart. Gdy, kilka godzin później, trener powiedział mi to samo, czułam, że tracę grunt pod nogami. Nie interesowałam się Tobą, nie miałam pojęcia jak potoczyła się Twoja kariera.

Następnego dnia pierwszym, co zobaczyłam, gdy weszłam do hali, była nieco większa wersja oczu, które patrzyły na mnie co dzień znad miseczki z płatkami.


Dodaję zanim mnie zjecie za nienawiść Lidki. Pamiętacie, że to nie o mnie, prawda? Nie popieram żadnego z jej głupich zachowań. 

piątek, 2 listopada 2012

2.

Nie było mi pisane zapomnieć o Tobie, choć bardzo tego chciałam.

Gdy po raz pierwszy musiałam usiąść podczas treningu z powodu zawrotów głowy, myślałam, że to z głodu, zmęczenia i niewyspania. Gdy po kliku dniach zemdlałam, lekarz zarządził badania, a jedna z dziewczyn zażartowała, że może jestem w ciąży. Poczułam, jakby trafił we mnie piorun. Powtarzałam sobie, że to niemożliwe, powtarzałam to niczym mantrę stojąc w kolejce w aptece i w łazience, podczas tych dwóch najdłuższych minut mojego życia. Niestety, druga kreska nie pozostawiła najmniejszych złudzeń, oznajmiając radośnie światu istnienie we mnie nowego człowieczka. Łkałam leżąc na podłodze wtulona w Paulinę. Czułam się, jakby moje życie dobiegło końca. Uczucie to nasiliło się, gdy następnego dnia czcigodne grono medyczno-trenerskie zarządziło mój powrót do domu. Tak oto zakończyły się pierwsze i ostatnie mistrzostwa z udziałem Lidki Jabłońskiej...

Rodzice przyjęli tą wiadomość zadziwiająco spokojnie. Może dlatego, że zostali uprzedzeni przez trenera. Może dlatego, że powieliłam ich scenariusz. Wprowadziłam tylko jedną zmianę do rodzinnej historii - moi rodzice mieli siebie, a ja Ciebie nie miałam... Pytali o Ciebie, ale nic nie powiedziałam. Po co miałabym mówić? Wstydziłam się, nie chciałam litości. Przecież praktycznie się nie znaliśmy.

Błagałam o pieniądze na zabieg, próbowałam sama je zdobyć, przeklinałam siebie za umowę z rodzicami, na mocy której wszystkie zarobione dzięki siatkówce kwoty, inwestowali w mieszkanie dla mnie. Gdybym miała potrzebne środki, nie wahałabym się ani chwili. Nie powstrzymałyby mnie łzy mamy i jej próby przekonania mnie, że dziecko to dar. Dar... Dziękuję za taki dar, który pozbawił mnie marzeń zanim jeszcze pojawił się na dobre.  Dopiero czekałam na siedemnaste urodziny.... Chciałam bawić się, grać w siatkówkę, robić karierę, a zostałam przykuta do łóżka, bo lekarz stwierdził, że ciąża jest zagrożona. Ucieszyłam się, wiesz? Tak, Matt, byłam wówczas straszną egoistką, zresztą pewnie nadal nią jestem. Nie stosowałam się do zaleceń lekarza i gdy tylko zostawałam sama, wstawałam i ćwiczyłam... Ćwiczyłam do upadłego, jednak ta cząstka Ciebie uparcie trzymała się życia wbrew opiniom lekarzy i mając za nic moje zdanie. Poddałam się dopiero, gdy brzuch skazał mnie na porzucenie ukochanych rurek, co nie znaczy, że zaakceptowałam tą sytuację.

Mój syn przyszedł na świat 3 grudnia tamtego roku. Nasz syn. Jak dziwnie to brzmi - nasz. Miało nie być nas, nie mieliśmy mieć niczego wspólnego, a tu proszę...

Pierwsze miesiące były okropne, kolejne - jeszcze gorsze. Płacz o każdej porze dnia i nocy. Smród pieluch. Nie wiem, gdzie byłabym teraz, gdyby nie pomoc rodziców. Nie wiem, gdzie byłby Patryk. Czy w ogóle by był...

To okropne, czuć nienawiść do własnego dziecka. Okropne, bo wiesz, że to jest złe, wiesz, że jesteś zły, ale nie możesz tego zmienić. Dzieci powinno się kochać bezwarunkowo, ja nie potrafiłam znieść jego obecności w pokoju. Nie chcesz wiedzieć, co myślałam o Tobie. Dziś wstydzę się tego, co wówczas robiłam.

Przełom przyszedł dopiero po kilkunastu miesiącach.


Skończyłam to pisać :) Dwa, może trzy w tygodniu będą się pojawiać, nie wiem kiedy. Jak chcecie?
Na deser - bredniopis

środa, 31 października 2012

1.

Prawdopodobnie nic z tego nie rozumiesz, zacznę więc od początku naszej znajomości. Początku, o którym Ty najwyraźniej już dawno zapomniałeś, w każdym razie nie powiązałeś tamtej dziewczyny ze mną. Cóż, kilka lat minęło, nigdy się nie łudziłam, że mnie pamiętasz.

Nie wiem kto wpadł na pomysł zorganizowania dwóch zgrupowań w jednym czasie i miejscu. Nie wiem jak to się stało, że nasza reprezentacja juniorek wylądowała w Alpach. Nie wiem, dlaczego i Wy tam trafiliście. Może to było Wasze stałe miejsce, a może zdecydował ślepy los...

Czy już wiesz, kim jestem, Matt?

Pamiętam dumę, jaka rozpierała mnie od środka, gdy jechałyśmy do Włoch. Wybrali mnie do reprezentacji Polski w siatkówce! Mnie - Lidkę Jabłońską! Zarówno wówczas, jak i teraz jest to dla mnie niewiarygodne. Owszem, mówili, że jestem dobra, chwalili moje silne ataki i precyzję, ale żeby aż tak... Pamiętam, jak skakałyśmy z radości z Pauliną, pamiętam obiekcje rodziców... Pamiętam Ciebie. Stałeś przy wejściu do ośrodka kłócąc się z kimś przez telefon. Gestykulowałeś zawzięcie i wyrzucałeś z siebie jakieś słowa. Już wtedy zwróciłam na Ciebie uwagę. To dlatego zostawałam dłużej na sali, by obserwować Wasz trening. Coś w Tobie przyciągało mnie. Nie, nie chodziło o Twój wygląd, choć i jemu nic nie mogłam zarzucić. Na boisku emanowała z Ciebie agresja. Tak, agresja. Zawziętość. I dzikość. Do każdej piłki rzucałeś się, jakby od tego miało zależeć Twoje życie. Mocno przeżywałeś porażki, kilka razy wyszedłeś zdenerwowany, bo coś Ci nie wychodziło. Chyba właśnie dlatego tak mnie zafascynowałeś, dlatego, że miałam podobne odczucia, ale nie miałam odwagi ich wyrazić...
Ty nie zwracałeś na mnie uwagi. Nie wiem dlaczego zmieniłeś to ostatniej nocy, dlaczego podszedłeś do mnie. Nie spędzaliśmy przecież dużo czasu razem, nie rozmawialiśmy nigdy na osobności. Kto w ogóle pomyślał o tym, by zrobić pożegnalną imprezę i jakim cudem dostał na nią zgodę? Nie wiem dlaczego wybrałeś akurat mnie. Może wiedziałeś, że nie będę stawiała oporu... Może dlatego, że już wtedy nieźle znałam włoski... Może widziałeś, jak Cię obserwuję...  Pamiętam piosenkę, do której tańczyliśmy, pamiętam dreszcz, który przeszedł mnie, gdy poczułam twoją dłoń na plecach i Twój uśmiech, gdy to zauważyłeś. Nie wiem dlaczego wyszłam z Tobą, gdy pociągnąłeś mnie za rękę. Byłeś pierwszy, wiesz? Pamiętam wielki księżyc wiszący nad nami i Twoje pocałunki. Dopiero później, już w domu, uświadomiłam sobie, że nigdy nie spytałeś mnie o imię. Nie zwróciłam na to uwagi wcześniej, bo ja Twoje znałam od dawna. Może ktoś Ci powiedział, a może nie było to dla Ciebie ważne. Byłam pewnie jedną z wielu, ot, przygoda przed mistrzostwami. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale na pewno nie ucieczki. Dlaczego nie odważyłeś się na pożegnanie? Dlaczego udawałeś, że nie ma Cię w pokoju? Mogłeś skłamać, uśmiechnąć się, powiedzieć kilka miłych słów, byłoby mi łatwiej... Stałeś z kolegą na balkonie, patrząc na góry, a nasz autokar oddalał się coraz bardziej. Twoja postać była mniejsza i mniejsza, aż w końcu zniknęła całkiem, gdy wyjechaliśmy za bramę ośrodka. Nie pomachałeś, nie wiem nawet, czy w ogóle spojrzałeś w naszą stronę.

Pewnie szybko o tym zapomniałeś, bo w zasadzie, z Twojego punktu widzenia, nie było o czym pamiętać...

Za kilka dni dam dwójeczkę. Chcę najpierw skończyć i nieco wygładzić całość.


poniedziałek, 29 października 2012

0.

Matteo,

Długo zastanawiałam się, jak zacząć ten list. "Drogi Matteo" brzmi śmiesznie. "Kochany"? Nigdy nie wyznaliśmy sobie, co nas połączyło. Nie sądzę, by była to miłość. Na pewno zauroczenie, prawdopodobnie fascynacja, ale miłość... Nie, raczej nie. Nawet w ostatnich miesiącach, gdy w jakiś przerażający, chory sposób stałeś mi się zadziwiająco bliski. Jak więc miałam zacząć ten list? Nawet przyjacielem nie mogę Cię nazwać...

Tak więc, Matt, bo tak najchętniej nazywam Cię w myślach, pewnie zastanawiasz się dlaczego trzymasz teraz te kartki papieru. Dlaczego ze wszystkich znanych mi osób napisałam właśnie do Ciebie. Mam swoje powody. Bo, widzisz, jeśli czytasz te słowa, znaczy to, że mnie już nie ma...



Na razie tyle. Są chętni?