Gdy po raz pierwszy musiałam usiąść podczas treningu z powodu zawrotów głowy, myślałam, że to z głodu, zmęczenia i niewyspania. Gdy po kliku dniach zemdlałam, lekarz zarządził badania, a jedna z dziewczyn zażartowała, że może jestem w ciąży. Poczułam, jakby trafił we mnie piorun. Powtarzałam sobie, że to niemożliwe, powtarzałam to niczym mantrę stojąc w kolejce w aptece i w łazience, podczas tych dwóch najdłuższych minut mojego życia. Niestety, druga kreska nie pozostawiła najmniejszych złudzeń, oznajmiając radośnie światu istnienie we mnie nowego człowieczka. Łkałam leżąc na podłodze wtulona w Paulinę. Czułam się, jakby moje życie dobiegło końca. Uczucie to nasiliło się, gdy następnego dnia czcigodne grono medyczno-trenerskie zarządziło mój powrót do domu. Tak oto zakończyły się pierwsze i ostatnie mistrzostwa z udziałem Lidki Jabłońskiej...
Rodzice przyjęli tą wiadomość zadziwiająco spokojnie. Może dlatego, że zostali uprzedzeni przez trenera. Może dlatego, że powieliłam ich scenariusz. Wprowadziłam tylko jedną zmianę do rodzinnej historii - moi rodzice mieli siebie, a ja Ciebie nie miałam... Pytali o Ciebie, ale nic nie powiedziałam. Po co miałabym mówić? Wstydziłam się, nie chciałam litości. Przecież praktycznie się nie znaliśmy.
Błagałam o pieniądze na zabieg, próbowałam sama je zdobyć, przeklinałam siebie za umowę z rodzicami, na mocy której wszystkie zarobione dzięki siatkówce kwoty, inwestowali w mieszkanie dla mnie. Gdybym miała potrzebne środki, nie wahałabym się ani chwili. Nie powstrzymałyby mnie łzy mamy i jej próby przekonania mnie, że dziecko to dar. Dar... Dziękuję za taki dar, który pozbawił mnie marzeń zanim jeszcze pojawił się na dobre. Dopiero czekałam na siedemnaste urodziny.... Chciałam bawić się, grać w siatkówkę, robić karierę, a zostałam przykuta do łóżka, bo lekarz stwierdził, że ciąża jest zagrożona. Ucieszyłam się, wiesz? Tak, Matt, byłam wówczas straszną egoistką, zresztą pewnie nadal nią jestem. Nie stosowałam się do zaleceń lekarza i gdy tylko zostawałam sama, wstawałam i ćwiczyłam... Ćwiczyłam do upadłego, jednak ta cząstka Ciebie uparcie trzymała się życia wbrew opiniom lekarzy i mając za nic moje zdanie. Poddałam się dopiero, gdy brzuch skazał mnie na porzucenie ukochanych rurek, co nie znaczy, że zaakceptowałam tą sytuację.
Mój syn przyszedł na świat 3 grudnia tamtego roku. Nasz syn. Jak dziwnie to brzmi - nasz. Miało nie być nas, nie mieliśmy mieć niczego wspólnego, a tu proszę...
Pierwsze miesiące były okropne, kolejne - jeszcze gorsze. Płacz o każdej porze dnia i nocy. Smród pieluch. Nie wiem, gdzie byłabym teraz, gdyby nie pomoc rodziców. Nie wiem, gdzie byłby Patryk. Czy w ogóle by był...
To okropne, czuć nienawiść do własnego dziecka. Okropne, bo wiesz, że to jest złe, wiesz, że jesteś zły, ale nie możesz tego zmienić. Dzieci powinno się kochać bezwarunkowo, ja nie potrafiłam znieść jego obecności w pokoju. Nie chcesz wiedzieć, co myślałam o Tobie. Dziś wstydzę się tego, co wówczas robiłam.
Przełom przyszedł dopiero po kilkunastu miesiącach.
Skończyłam to pisać :) Dwa, może trzy w tygodniu będą się pojawiać, nie wiem kiedy. Jak chcecie?
Na deser - bredniopis
Rodzice przyjęli tą wiadomość zadziwiająco spokojnie. Może dlatego, że zostali uprzedzeni przez trenera. Może dlatego, że powieliłam ich scenariusz. Wprowadziłam tylko jedną zmianę do rodzinnej historii - moi rodzice mieli siebie, a ja Ciebie nie miałam... Pytali o Ciebie, ale nic nie powiedziałam. Po co miałabym mówić? Wstydziłam się, nie chciałam litości. Przecież praktycznie się nie znaliśmy.
Błagałam o pieniądze na zabieg, próbowałam sama je zdobyć, przeklinałam siebie za umowę z rodzicami, na mocy której wszystkie zarobione dzięki siatkówce kwoty, inwestowali w mieszkanie dla mnie. Gdybym miała potrzebne środki, nie wahałabym się ani chwili. Nie powstrzymałyby mnie łzy mamy i jej próby przekonania mnie, że dziecko to dar. Dar... Dziękuję za taki dar, który pozbawił mnie marzeń zanim jeszcze pojawił się na dobre. Dopiero czekałam na siedemnaste urodziny.... Chciałam bawić się, grać w siatkówkę, robić karierę, a zostałam przykuta do łóżka, bo lekarz stwierdził, że ciąża jest zagrożona. Ucieszyłam się, wiesz? Tak, Matt, byłam wówczas straszną egoistką, zresztą pewnie nadal nią jestem. Nie stosowałam się do zaleceń lekarza i gdy tylko zostawałam sama, wstawałam i ćwiczyłam... Ćwiczyłam do upadłego, jednak ta cząstka Ciebie uparcie trzymała się życia wbrew opiniom lekarzy i mając za nic moje zdanie. Poddałam się dopiero, gdy brzuch skazał mnie na porzucenie ukochanych rurek, co nie znaczy, że zaakceptowałam tą sytuację.
Mój syn przyszedł na świat 3 grudnia tamtego roku. Nasz syn. Jak dziwnie to brzmi - nasz. Miało nie być nas, nie mieliśmy mieć niczego wspólnego, a tu proszę...
Pierwsze miesiące były okropne, kolejne - jeszcze gorsze. Płacz o każdej porze dnia i nocy. Smród pieluch. Nie wiem, gdzie byłabym teraz, gdyby nie pomoc rodziców. Nie wiem, gdzie byłby Patryk. Czy w ogóle by był...
To okropne, czuć nienawiść do własnego dziecka. Okropne, bo wiesz, że to jest złe, wiesz, że jesteś zły, ale nie możesz tego zmienić. Dzieci powinno się kochać bezwarunkowo, ja nie potrafiłam znieść jego obecności w pokoju. Nie chcesz wiedzieć, co myślałam o Tobie. Dziś wstydzę się tego, co wówczas robiłam.
Przełom przyszedł dopiero po kilkunastu miesiącach.
Skończyłam to pisać :) Dwa, może trzy w tygodniu będą się pojawiać, nie wiem kiedy. Jak chcecie?
Na deser - bredniopis
Ja nawet nie chcę sobie wyobrazić nienawiści do własnego dziecka, tym bardziej, że ono nie jest niczemu winne. Pisz jak tylko będziesz miała czas. A na bredniopis już włażę.
OdpowiedzUsuńo rany, to ona jest taka młoda? to strasznie smutne, że tak bardzo nienawidzi tego dziecka, ale czekam na ten przełom ;)
OdpowiedzUsuńRozpieszczasz. :) Chociaż ja jestem rozpieszczona do granic możliwości i strasznie mi z tym dobrze. :)
OdpowiedzUsuńNie można kurczę nie kochać swojego dziecka. To nie do pojęcia.
Dziecko nie jest niczemu winne. Fakt, że była za młoda na dziecko, ale skoro była na tyle nieodpowiedzialna żeby iść do łóżka z prawie nieznajomym i się nie zabezpieczyć to jednak nie była taka młoda ;)
OdpowiedzUsuńTo smutne czuć nienawiść do własnego dziecka. Bo to w końcu nie jest jego wina, że wyszło jak wyszło.
OdpowiedzUsuńVE.
Nie zdążyłam się obejrzeć i już nowość, lubię to.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak można nienawidzić własnego dziecka bo sama byłam młodsza jak dziecko urodziłam, niż ona jak zaszła:). Nie powiem żeby mnie to cieszyło szczególnie ale szybko zaakceptowałam sytuację i pokochałam swoją córkę. Teraz po latach nawet nie żałuję i zaznaczam, ze obrączki na palcu u nie brak:)
OdpowiedzUsuńNa to musiałam odpowiedzieć. To, co piszę to czysta fikcja. Nie popieram większości zachowań moich bohaterów, a Lidka w tym zakresie bije na głowę pozostałych. Nie akceptuję jej, ale wiem, że tacy ludzie istnieją. Słyszy się przecież czasem o dzieciach zabitych przez rodziców, prawda? Chwała Tobie za odpowiedzialność, ale nie wszyscy by się tak zachowali. Pozdrawiam.
UsuńLuz:) Ja odróżniam fikcję od rzeczywistości, a nie wszystkie kobiety chcą mieć dzieci. Do tego od wieków zabijały swoje dzieci, zabijają i zabijać będą niestety!
UsuńCieszę się, że tak myślisz.
Usuń